światło odbite
Opowieść Kolekcjonera
„Kolekcjonowanie jest kształcące w wielu aspektach, wyrabia smak estetyczny, działa terapeutycznie, budzi miłość do piękna. Rozbudza ciekawość i utrzymuje umysł w stanie ciągłego pobudzenia poznawczego. Wyrabia ponadto w oddających mu się ludziach specjalne cnoty, a mianowicie dokładność, dbałość, troskę, pietyzm, cierpliwość i pracowitość.”
Witold Nowak, „Radość zbierania. Filozoficzne aspekty kolekcjonerstwa”.
*Na prośbę Bohatera tekstu, imię zostało zmienione.
Kolekcja jest duża. Właściwie to kilka kolekcji, zajmujących różne pomieszczenia jednorodzinnego domku w niewielkim miasteczku na południu Polski.
Z głównej ulicy wjeżdżamy na posesję. Lekko sfatygowany sajding kryje pod sobą ładną bryłę wiekowego domku z gankiem. Po sąsiedzku, na tym samym podwórku, współczesna piętrowa kamieniczka i inny stary dom, drewniany,
z piękną snycerką. Wchodzimy do tego pierwszego, zaproszeni przez Gospodarza.
Kolekcjoner
Zbigniew ma około 70 lat i wygląd najzwyklejszego faceta. Materiałowe spodnie, elegancka koszula. Wędkarska kamizelka i czapeczka z daszkiem uzupełniają image. Mógłby schować się w tłumie i zostać niezauważony, jednak pod warunkiem, że zachowałby milczenie. Bo kiedy zaczyna mówić, a zdaje się to robić z dużą przyjemnością, zaskakuje. Opowiada o historii regionu ze szczegółami, o których wiedzy pozazdrościć mógłby mu niejeden przewodnik.
O sztuce i malarstwie, o składaniu rowerów ze znalezionych części w spółce z „młodzieżowcami” z sąsiedztwa. Słowa splatają się ze sobą w entuzjastycznej narracji, płyną z radością, wątki zazębiają się w niekończącą się opowieść – taka jest ta gościna u pana Zbyszka. Wydaje się człowiekiem o nieograniczonej chłonności na wiedzę, skarbnicą opowieści, anegdot i uzupełniających je ciekawostek. I tak, jak w jego mózgu zdają się roić słowa, tak w domu –
- w pokojach, na strychu i w korytarzach moszczą się i rozpychają przedmioty, części kilku kolekcji.
Kolekcje
Główne kategorie rzeczy znajdujących schronienie u Zbigniewa to dzieła sztuki, akcesoria myśliwskie (patrzą nieubłagalnie ze ścian sarny o szklanych oczętach) i skrzypce. Poszczególne podgrupy zazębiają się zresztą o siebie - mamy rzeźby czy obrazy o tematyce łowieckiej, a zbiór skrzypiec można podciągnąć pod nadrzędną dziedzinę sztuk pięknych. Systematycznemu archiwiście z pewnością trudno przyszłoby katalogowanie kolekcji, jednak kiedy oglądamy je intuicyjnie, w „komplecie” z właścicielem, łatwo uchwycić, że wszystkie zgromadzone przedmioty mają znaczenie.
„Zbierający rzeczy wspomaga własną pamięć, a nawet poszerza jej obszar. – Pisze przywołany już we wstępie Witold Nowak. – Gromadzone rzeczy pozwalają mu - w zależności od tego, co reprezentują - przywoływać w umyśle nie tylko historię osobistą, a dalej rodzinną, lecz także dzieje ogólnoludzkie. Tego zaś rodzaju ogląd uobecnionej przez rzeczy przeszłości stanowi dużą przyjemność intelektualną.”
Przyjemność obcowania z rzeczami, z ich opowieściami, widzimy na twarzy pana Zbigniewa, kiedy, prowadzeni przez zakamarki mieszkania, (ostrożnie, żeby nie wpaść
w otwartą klapę od piwnicy – schronu przeciwatomowego, jak tłumaczy właściciel), oglądamy jego zbiory. Są wśród nich rzeczy o dużej wartości ale też przedmioty określane powszechnie jako kicz. Sam właściciel przyznaje:
„Tych obrazów, tych kiczy myśliwskich, to mam bardzo dużo”. Trwają więc obok siebie, poustawiane na półkach, powieszone na ścianach, karnie prężące się
w szeregu lub gubiące szyk w chaosie. Figurki mosiężne, obrazy olejne, sarny, co im się w życiu nie poszczęściło, drewniane rzeźby, posążki Buddy.
I skrzypce, skrzypce! Dla nich tu przyszliśmy.
Skrzypce
Skrzypce to kolekcja numer 1. Zdają się dominować zarówno pod względem zajmowanej przestrzeni, (jakby policzyć wszystkie przypadłoby pewnie po sztuce na każdy metr kwadratowy domu), jak i estymy, z którą opowiada o nich właściciel.
W różnym stanie rozkładu – od tych, które można by dać zamiast puzzli pod choinkę, przez wyremontowane w bardziej lub mniej wyrafinowany sposób, po całkiem kompletne i sprawne. Stare i nowe, w różnych kolorach, o różnej wielkości. Skrzypce czarne, białe, niebieskie, czerwone, żółte. Skrzypce jedna druga dla małych dzieci, trzy czwarte dla starszych, no i normalnej wielkości.
W futerałach i bez. Zakurzone i nie. Niektóre zniszczone, zdawałoby się – nie do odratowania. Cmentarzysko czy klinika? Nasuwa się pytanie. Chyba jednak centrum interwencji kryzysowej.
A ja wam powiem, - Opowiada Zbigniew, pokazując jedną z takich sklejonych par. – że zdarza mi się kupić na giełdach rozbite, jakby je ktoś specjalnie na dziesięć, dwadzieścia, na pięćdziesiąt części rozbił. Biorę takie skrzypce, kupuję i daję tym lutnikom z prawdziwego zdarzenia, lub takim domowym. Sklejcie. I oni to kleją. […] Mam takie hobby, że ratuję przed zniszczeniem. Bo w normalnych warunkach to na rozpałkę biorą. A ja to kupię i czasem jak kolejka to stoję…
Wszystko to własnym nakładem finansowym. Kolejne pary skrzypiec czekają już na swój czas remontu. Pytam pana Zbyszka dlaczego właściwie to robi?
Próbuję remontować – odpowiada – próbuję kolekcjonować, żeby nie palić tego, tylko dać facetowi, do zrobienia. Jest takie określenie ”ocalić od zapomnienia”. Jakiś wiersz. To ocalam od zapomnienia.
Pytania w związku z kolekcją
Co się stanie w przyszłości z kolekcją? Czy „przyszłe pokolenia” dla których pan Zbigniew zbiera artefakty docenią jego działalność? Czy kolekcja może istnieć bez kolekcjonera i jego szerokiej wiedzy na temat gromadzonych przedmiotów? Czy, kiedy po wielu latach zabraknie ich właściciela, ktoś będzie umiał dostrzec treść towarzyszącą materii? Trwanie przedmiotów jest pewniejsze niż życie ludzkie, a jednak potrzebują one naszej troski i zauważenia. Olga Tokarczuk
w książce „Prawiek i inne czasy” stawia diagnozę naszym wyobrażeniom na temat istnienia:
„Ludzie myślą, że żyją bardziej intensywnie niż zwierzęta, niż rośliny, a tym bardziej - niż rzeczy. Zwierzęta przeczuwają, że żyją bardziej intensywnie niż rośliny i rzeczy. Rośliny śnią, że żyją bardziej intensywnie niż rzeczy. A rzeczy trwają, i to trwanie jest bardziej życiem niż cokolwiek innego.”
Możemy zapytać, czy kolekcjonowanie przedmiotów i czerpanie przyjemności
z posiadania wiedzy o nich nie jest próbą ucieczki przed własnym przemijaniem. Udało się to – w pewnej mierze – słynnym kolekcjonerom, takim jak
Piero de’Medici, którego kolekcja przetrwała jako część słynnej Galerii Uffizi we Florencji czy Rudolfowi II Habsburgowi, zwanemu królem kolekcjonerów.
Czy uda się panu Zbyszkowi? Wymieni przed nim potentaci dysponowali wielkimi środkami. Rudolf II, podobno, na wspieranie sztuki i artystów przeznaczał niemal tyle samo majątku królewskiego, co na nieuniknione na swoim stanowisku, prowadzenie batalii militarnych. Jakie szanse ma niewielka,
w porównaniu do ich zbiorów, kolekcja smutnych, połamanych skrzypiec
w futerałach oklejonych wzorzystym papierem, drukowanym na początku
XX wieku? Schowana w półmroku jednorodzinnego domku, gdzieś w małej mieścinie, na południu kraju zwanego Polską?
Nie wiem. Parafrazując Elizabeth Bishop (Wiersz „Pytania w związku z podróżą”): „A jednak, szkoda by było.” Nie usłyszeć tych wszystkich opowieści o lutnikach
i ich tajemnicach o pochodzeniu drewna na instrumenty. O grajku, który
w ludowej kapeli tak zacięcie piłował na skrzypcach, że zostawił na gryfie wyżłobienia, jak odciski palców, autograf w materii. Szkoda byłoby nie odwiedzić skromnego pana, który tłumaczy nam, że nie zawsze napis „Stradivarius” oznacza wykonanie skrzypiec przez mistrza, bo w późniejszych wiekach fabrycznie produkowano instrumenty, z inskrypcją mówiącą po łacinie,
że „Wykonano na wzór modelu Stradivarius”. Wreszcie – szkoda by było nie przenieść się razem z Kolekcjonerem do dnia, kiedy pierwszy raz usłyszał rzewną melodię, graną przez muzyka z cygańskiego taboru, wędrującego
po wojnie przez Miasteczko. Nie śledzić z zaciekawieniem, razem z małym Zbyszkiem, romskiej matki karmiącej niemowlę w czasie, kiedy jego własna matka częstowała inne dzieciaki z taboru chlebem posmarowanym smalcem
ze skwarkami.
Szkoda by było nie poznać Opowieści Kolekcjonera.