top of page

Tańczący z wyobrażeniami, czyli „Pokocham ją silą woli”

w wykonaniu Teatru Ab Intra przy Nowohuckim Centrum Kultury.

 

Szukając pomysłu na spędzenie krakowskiego popołudnia trafiłam na stronę amatorskiego teatru Ab Intra proponującego sztukę opartą na tekście opowiadania Edwarda Stachury „Pokocham ją silą woli”

Odtworzenia postaci bohaterów napisanego w 1977 roku opowiadania oraz reżyserii sztuki podjęli się Paulina Pajętska i Karol Tenderowicz, aktorzy amatorskiego Teatru Ab Intra, kierowanego artystycznie przez Marlenę Topolską.

Postać autora wystawianego tekstu jest mi jednocześnie bliska i daleka. Skojarzenia prowokowane przez jego utwory przywołują we mnie (i chyba dużej części widowni, sądząc arbitralnie oraz na oko) czasy słuchania piosenek Edwarda Stachury w wykonaniu Starego Dobrego Małżeństwa na kasetach magnetofonowych. Tragiczna śmierć ich autora, z kolei na zawsze osadziła jego twórczość w epoce maszyny do pisania i aksamitnych foteli z Fabryki Mebli w Świebodzicach. W epoce ryczałtów terenowych przyznawanych przez organy państwa pisarzom.  Czy gdyby nie odszedł za wcześnie, wyszedłby poza legendę o wrażliwości i buncie? Jak ta legenda wybrzmiewa we współczesnym świecie, wydającym się tak daleko od rzeczywistości peerelu?

Już od pierwszych chwil przygaszone światło i scenografia spektaklu prowokują wrażenie zapadania się w miękkie ciepełko analogowego świata. Jest w tym coś z godziny SPA dla przeciążonego bodźcami umysłu i chociaż to nie jest najważniejszy wymiar sztuki, wspominam o nim, bo wrażenie znalezienia się na powrót w rodzinnym domu babci, w przydymionej erze przedcyfrowego dzieciństwa,  warte jest odnotowania.

Lekko przydymiony jest i sam spektakl, a to za sprawą dwóch papierosów wypalonych przez głównego bohatera podczas toczącej się rozmowy. „Zapal sobie”. Mówi do wyrwanego ze snu mężczyzny młoda kobieta, siadając naprzeciwko niego w pewnym oddaleniu. Ona mówi, on słucha, my słuchamy jej wypowiedzi i jego myśli. Rozmowa ma miejsce nocą, w jego pokoju, oszczędnie umeblowanym przedmiotami w świecie pozascenicznym opatrywanymi na OLX etykietką „retro PRL”. W świecie scenicznym, oświetlone ciepłym światłem lampy z abażurem, odgrywają swoją rolę przenosząc nas do, nie tak dawno, ale jednak nieodwracalnie minionej rzeczywistości.

Sentyment, tak. Ale nie tylko sentyment, w dużej dawce zakomunikowany w powyższych akapitach, prowadzi nas przez akcję „Pokocham ją siłą woli”. Jako widzowie śledzimy nie tyle rozmowę, co prowadzone równolegle dwa monologi - jeden kobiecy, na głos; drugi, męski, wewnętrzny, będący narracją odpowiedzi na słowa kobiety. Niewyjaśniona i wraz z upływem akcji coraz bardziej nurtująca pozostaje kwestia - skąd kobieta wzięła się w nocy w mieszkaniu głównego bohatera? On jest rozchełstany, rozczochrany, dopiero wstał ze snu. Ona - piękna, ubrana elegancko, umalowana. Zwierza mu się, a treść jej zwierzeń wprawia w lekką dezorientację bo w świetle współczesnego dyskursu o prawach i niezależności kobiet, wydaje się być krokiem wstecz (postawionym z wolnego wybory, zaznaczmy).

Z słów głównej bohaterki powoli wyłania się portret osoby niezależnej, ale marzącej o zależności, czyli w jakiś sposób wewnętrznie sprzecznej. Niezależność bowiem przejawia się w kontrze do norm kulturowej wolności i swobody (seksualnej, relacyjnej) widzianej przez narratorkę wypowiedzi jako współczesny trend, przytłaczający i w jakiś sposób dla niej nachalny, odstręczający. Sprzeciwiając się mu, szukając realizacji własnych wartości, dziewczyna pragnie poświęcić się jednemu mężczyźnie, gotować, robić na drutach szaliki i wkładać w słoiki szczaw zachowując witaminy na okres zimowy. „Bo dla siebie... Dla siebie można zrobić coś. Ale dopiero dla kogoś innego można zrobić cos naprawdę pięknego.” Mówi kobieta grana przez Paulinę Pajętską i błysk w jej oczach dowodzi, że zdaje się tak myśleć naprawdę.

Wsłuchując się w ten osobliwy dyskurs, stopniowo zdajemy sobie sprawę, że jest to rodzaj wyznania, czy też raczej deklaracji miłości. Coraz bardziej dziwi też absurdalność sytuacji scenicznej. Przypomnę: Środek nocy, ona (skromna i powściągliwa) nagle w mieszkaniu wyrwanego ze snu, obcego mężczyzny. Bohaterowie nie znają się osobiście. Widzieli się gdzieś przelotnie, on nie może sobie przypomnieć gdzie. Nie znają się nazbyt dobrze. „Wszystko, co o panu wiem, wyobraziłam sobie”. Pada z ust kobiety wyznanie. Za prawdziwością jej wyobrażeń przemawiają złe opinie innych osób na temat bohatera. Te złe opinie świadczą o nim dobrze w oczach bohaterki: „Gdyby nie byłby pan taki, jakiego pana sobie wyobraziłam, ci ludzie nie mówiliby o panu źle”. Wyjaśnia.

Zarówno kobieta, jak i mężczyzna osadzają się w kontrze do współczesności, do świata, jego trendów i innych ludzi. Czują się odtrąceni i pogardzeni ale w sposobie w jaki aktorzy wypowiadają kwestie postaci czuć sprzężenie zwrotne. „[...] Bo inność drażni jednakowość.” Deklaruje wybudzony ze snu bohater, dziwiąc się, że dziewczyna mówi „jego” językiem. Językiem wspomnianej „inności”. Inność, którą reprezentują oboje, zawiera w sobie jednak dużo lęku. „Jakim sposobem ona uchowała się i uchowała takie myślenie niemodne w świecie tym, wśród ludzi tych, którzy - sami nie potrafiąc tak mocno i prosto kochać - wszystko robią, żeby taką miłość poniżyć, zhańbić, zdeptać, zniszczyć, zamordować.” W słowach zdziwienia postawą swojej gościni główny bohater zdradza jak się czuje wobec tego, co nazywa „jednakowością”. Poniżony, zhańbiony, zdeptany, zgnębiony... W jego wewnętrznym monologu słychać to, co w wierszu Ryszarda Krynickiego zostało nazwane „dawnymi ranami miłości”. Nieoczekiwane spotkanie z nieznajomą w nocnym pokoju dotyka tych ran, a jednocześnie, pokazuje nową nadzieję. Skrzywdzony przez kogoś w przeszłości bohater gotów jest wejść w relacje z tą, która jest tak do niego samego podobna; tak podobnie przeciwstawna do jednakowości, która zagraża, niszczy, morduje.

Sprzężenie zwrotne między jednakowością i innością zawiera się w samym przytoczonym już zdaniu: „Bo inność drażni jednakowość”. Zdaniu, które można czytać w obie strony, bo z narracji bohaterów wynika postawa ambiwalentna. Ich wypowiedzi wplątane są w emocjonalny labirytnt. Czują się pogardzeni i gardzą tymi, którzy w ich odczuciu są im przeciwstawni. Inność drażni jednakowość w znaczeniu: Większość jest zła na istnienie przypadków odchodzących od przyjętej normy. Ale również „Inność drażni jednakowość” w znaczeniu: Tych, którzy czują się inni drażni istnienie „jednakowych”, nie odczuwających natarczywie swojej odrębności. „Inny” boi się „jednakowego”. Istnienie „jednakowości”, ci. którzy czują się innymi odbierają jako zagrożenie, presje i strach. Przed którym najbezpieczniej uciec do własnego wnętrza, do fortecy czterech ścian pokoju i łóżka, światła nocnej lampki i snu, z którego wybudza nagły trzask okiennej ramy.

Ten trzask wyjaśnia zagadkową nocną sytuację. Na chwilę po nim scenę spowija ciemność, a we wracającym świetle migającej lampki widzimy już tylko jedną postać, mężczyznę.

Dwie sceny - poprzedzająca trzaśnięcie okiennicy i następująca po niej - to najmocniejsze momenty spektaklu. Sugestywnie zagrane przez aktorów zbliżenie dwojga bohaterów, pełne napięcia i oczekiwania, aż dłonie kobiety dotkną głowy klękającego przed nią mężczyzny. Po niej ściemnienie i samotna postać mężczyzny, nagle bledszego i włożonego w skrajnie kontrastową sytuację emocjonalnej samotności po wybudzeniu ze snu. W tych obrazach dostajemy koncentrat rozdarcia, o którym w mojej ocenie jest ta sztuka.

O strachu i poczuciu wyobcowania, a jednocześnie głębokiej tęsknocie za tym, żeby ktoś wyobraził sobie nas samych tak, jak sami sobie się wyobrażamy.

Główny bohater śni postać widzianej na scenie kobiety, a my, po prostu, bezwiednie uczestniczymy w tym śnie. Stąd nurtujące wrażenie, że ogląda się nie dwie, a jedną postać. Tu rozwiązania zagadki obecności nieznajomej w pokoju. Nie ma tu symbiozy między dwiema bardzo podobnymi do siebie duszami ale gra wyobraźni i podświadomości, głęboka tęsknota... Za czym? Za kim?

Słuchając monologu bohaterki opowiadającej o pragnieniu oddania swojego życia komuś, o kim wszystko się sobie wyobraziło, wywołuje chęć zastopowania akcji dobrą radą w stylu: „Nie rób tego, naprawdę, to tak nie zadziała.” Wyobrażenia to zbyt chwiejna sprawa. To samo chce się krzyczeć do bohatera, kiedy zdajemy sobie sprawę, że kobieta była projekcją jego podświadomej tęsknoty. Ale, czy mam prawo dawać rady postaciom z przeszłości? Absolutnie nie. Mogę się tylko cieszyć, że, mimo wszystko w świecie mi współczesnym procesy przejścia między jednakowością, a innością nie są tak ostre. Że niuansujemy, mamy narzędzia do przyglądania się procesom naszych wyobraźni. Że coraz bardziej pozwalamy na istnienie skali szarości między czarnym i białym.

Tak chciałabym to widzieć i wierzyć, że urodzony współcześnie Edward Stachura miałby większą szansę „na drugą stronę głową przebić się”... Czy rzeczywiście by tak było? To pytanie z kategorii otwartych, co do którego nie ma szans na znalezienie odpowiedzi.

Mimo braku odpowiedzi i mimo chęci pozostania jeszcze na chwilę w świetle lampy z abażurem i trzasku winylowej płyty zanim wrócę do postmodernistycznego świata z zagrażającą mi AI i całą resztą nadmiaru.... Po obejrzeniu spektaklu, wracam do niego... z otwartością na zmiany.

 

„Pokocham ją siłą woli”  tekst Edward Stachura, Teatr Ab Intra, Nowohuckie Centrum Kultury

Reżyseria:

Paulina Pajestka

Karol Tenderowicz

 

Obsada:

Paulina Pajestka

Karol Tenderowicz

 

Opieka artystyczna:

Marlena Topolska

 

kwiecień 2024

bottom of page