top of page

 

„Podróż do wnętrza pokoju”

Michał Walczak

w reżyserii Macieja Patronika

Teatr PP

PREMIERA

Brzozowski Dom Kultury

12.05.2024 r.

 

 

                Sztuka Michała Walczaka, „Podróż do wnętrza pokoju” została napisana w 2002 roku. Pierwsze realizacje sceniczne miały miejsce rok później w Teatrze Powszechnym w Radomiu oraz Teatrze Powszechnym w Warszawie.

Po dwudziestu latach pracy nad kolejną adaptacją podjął się Maciej Patronik, podobnie jak autor sztuki, pochodzący z Sanoka. Premiera w wykonaniu aktorów z amatorskiej grupy Teatr PP, miała miejsce na scenie kina Brzozowskiego Domu Kultury, odremontowanej i oddanej do użytku w 2023 roku.

 

Te zmienne: czas, jaki minął od premiery pierwszej adaptacji sztuki, to, co się w nim wydarzyło, a także miejsce współczesnej premiery, bliskie pochodzeniu autora, reżysera i aktorów grających w tym dramacie (komediodramacie?) - nie są obojętne. Wszystko to wpisuje się w treść przedstawienia, wplątuje widza w sieć znaczeń i już w niej pozostawia. Złapanego, uwikłanego, w sytuacji bez wyjścia, mimo, że kurtyna już oddzieliła widzów od przestrzeni oglądanej inscenizacji.

Od pierwszej sceny bowiem zostajemy złapani w gęstą grę znaczeń. Mocną, realną, a jednocześnie oniryczną. Jak bardzo realistyczny sen, pełen psychodelicznych przejść, a jednak opisujący coś, co znamy, choć wolelibyśmy nie znać.

 

Pierwsze sceny nie są snem. Są raczej obuchem między oczy, które wolałby zostać zamknięte i nie widzieć tego, co widzą. Nie widzieć obrazów wojny, które tak bardzo uderzały dwa lata temu, po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę. Ale przyszliśmy do Brzozowa na sztukę teatralną, Brzozów nie jest wielkim miastem, nie często odbywają się w nim premiery, przyszliśmy, więc widzimy. Sceny z Buczy, niewiele większej od Brzozowa i sceny z mariupolskiego teatru, którego nie uchronił przed bombardowaniem napis „dzieci”. Okazuje się, że ciągle pamiętamy, choć narracje zmieniają się w zależności od koniunktury.

 

Po tym preludium na scenę wchodzi Kurtyna, jeden z głównych bohaterów sztuki. Kurtyna zasłania to, co dzieje się z tyłu. Jest szeroki i duży, dlatego został wybrany do tej roli. Sceny wojny szybko znikają z głów widzów, skoro Kurtyna pozwolił swoim wejściem na nastanie innej opowieści. Poznajemy w niej Skórę, trzydziestodwulatka marzącego o własnym mieszkaniu o wyrwaniu się spod kurateli rodziców. Rozmawiając z przyjacielem, Złotym,  zdradza kierujące nim pragnienia, niezależności, samodzielności, intymności którą mógłby dzielić ze swoją dziewczyną, Elką.

 

W kolejnych aktach śledzimy życie Skóry. Trudno powiedzieć, że w tym scenariuszu pewne rzeczy są bardziej lub mniej realne, jednak jeden podział wydaje się jasny. Bohaterowie reprezentują dwie przestrzenie. Pierwsza, współczesna, w dużym uproszczeniu nazwijmy ją realistyczną - to grupa rodzajowa, zawierająca Skórę, Rodzinę i Przyjaciół. Do tego zbioru zaliczymy głównego bohatera - którego świetnie zagrał Gniewomir Skrzysiński - jego dziewczynę Elkę, przyjaciela Złotego - którego ożywianą na scenie kukłę wielkości człowieka uszyły Agnieszka Mazur i Magda Rozenbeiger (Jak każdy aktor, tak lalka Złotego ma swojego suflera, więc na zmianę w innych odsłonach spektaklu  gra lalka stworzona przez Joannę Rey), oraz rodziców (o nich jeszcze później, ta rola zasługuje również na ogromne uznanie). Druga grupa to bohaterowie, nazwijmy ich,  metaforyczni i pozaczasowi. Kurtyna i Judasz, zwany też „Ty”, obejmują szersze spektrum doświadczeń, pamiętają poprzednich lokatorów wynajmowanego przez Skórę pokoju, w rozmowach opisują doświadczenia minionej wojny. Raczej z nimi nie sympatyzujemy. Metapoziom ich doświadczeń nie sprzyja ludzkości. Delektują się cierpieniem i zdecydowanie cieszy ich, że coś ma się stać w życiu głównego bohatera. Coś nieprzyjemnego, domyślamy się, wsłuchując w szyderczy chichot Judasza i zdystansowaną egzaltację zmęczonego przewidywalnością zdarzeń Kurtyny. Postacią należącą do obu tych zbiorów jest Zewnętrzny. Poznajemy go, jako właściciela pokoju, oprowadzającego Skórę po jego prawie-świeżo-upieczonych włościach. W kolejnych odsłonach sztuki widzimy go w coraz innych przebraniach. Bywa lekarzem, księdzem, a nawet papieżem po schizmie. Jego teksty równoważą ciężar sztuki, której gęstość wraz z rozwojem akcji staje się coraz bardziej duszna. Kim jest zmienny Zewnętrzny? Jak sam mówi, jego rolą jest wprowadzać w kontekst. „Pan chce wynająć pokój - mówi do Skóry - ja mam pokój do wynajęcia.” W kolejnych aktach Zewnętrzny dba, żeby Skóra nie opuścił wynajętego mu pokoju, utwierdza w przekonaniach. Konteksty, w które wprowadza, są jednak zmienne, w zależności od potrzeb, tak jak sam język postaci - ewoluujący od pełnego zdrobnień przymilnego żargonu właściciela mieszkania do oficjalnej mowy przedstawiciela organów rządu.

 

W tych zmiennych kontekstach musi odnaleźć się bohater. Jego marzenia, zdawałoby się, są proste i zrozumiałe. Chce w spokoju - w swoim pokoju - uprawiać seks z dziewczyną. Chce również żeby cenił go jego przyjaciel, Złoty. Pragnie również uznania, pracy i może czegoś więcej, czegoś, nie wie czego i o tym nie myśli. Myśli o swoim pokoju, który wynajmuje. Właściwie wynajmują go rodzice ale przecież nie powie o tym Złotemu. Złoty zawsze zazdrościł, od pierwszego spojrzenia na przyjaciela na sali gdzie rodziły ich matki, zazdrościł inkubatora, spokoju, powodzenia i Elki.

 

Tymczasem - rozgrywa się akcja. Skóra się wprowadza do pokoju, za nim, gdzieś tam spekulują o nadchodzącym „dramaciku” Kurtyna z Judaszem, jeszcze bezimiennym bo imię nada mu dopiero Skóra w kolejnych aktach. Tymczasem - dopiero pierwsza noc na swoim, bohaterowie „realni” śpią, a bohaterowie „metaforyczni” knują jak „rozpierdolić im żyćko”.

 

I oto dzieje się. Współcześni budzą się ze snu. W szafce zostaje znaleziona jakaś czaszka, Elka ucieka z krzykiem, Skórą targają emocje, nazywane trudnymi. Wszystko zaczyna się mieszać. Fluktuować. Zazębiać. Przenikać i falować. Bohater czuje się nieswojo, chce nawet opuścić wynajęty pokój, wrócić do rodziców, ale pojawia się Zewnętrzny. „Za późno na wyprowadzkę, żyć trzeba.” Objaśnia. Czaszka w szafie to pewnie po jakiejś wojnie. Bo przecież tam, w wynajętym pokoju -  „Pan o tym nie wie! Tam była wojna! Ludzie ginęli!” - Strofuje Skórę. Bohater, zaszczuty i skulony, czuje się bezradny. „Ja tylko współczesny pokój chciałem mieć...” - żali się i złości zarazem.

 

Kiedy zdezorientowany Skóra próbuje bronić się przed naporem rzeczywistości, na scenie pojawia się MatkaOjciec. W jednej zbiorczej postaci pojawia się w świecie,  którym zaczynają się mieszać perspektywy wnętrza i zewnętrza, jakby ściany pokoju wędrowały, pojawiały się i znikały, to tu, to tam, samowolnie. Na nic się zdają próby osadzenia się, mechanizmy obronne, powtarzanie nazw otaczających Skórę sprzętów i przedmiotów. Nic nie jest w stanie wytrwać na swoim miejscu. Ani na zewnątrz, ani wewnątrz nie można czuć się bezpiecznie i pewnie. Wszystko zaczyna przenikać się i przeplatać niezależnie od woli, intencji i chęci. Pragnienia spokoju przekształcają się w pełen lęku, depresyjny, gęsty stan pomieszania, w którym poranek przechodzi w noc, noc w wyrzut sumienia, wyrzuty sumienia w próbę naprawy, próba naprawy w lękowy stan niemożności wyjścia z punktu, który, nie wiadomo, czy teraz jest porankiem, czy wieczorem, nocą, czy dniem, pokojem, czy wojną, wnętrzem, czy zewnętrzem. Przeszłością, czy przyszłością.

Kiedy bohater gubi się w gąszczu znaczeń (a my z nim), pojawia się Judasz, póki co zwany „Ty”. Wcześniej występujący jako kolega Kurtyny, teraz wchodzi w relację z bohaterem. Ujawnia się, kiedy Skóra potrzebuje kogoś, wobec kogo może wypowiadać słowa. „Ty będziesz Ty, Ja będę Ja.” Mówi Skóra, odnajdując w nowo przybyłym (później nazwie go Judaszem) coś na kształt własnego odbicia i widowni. Nakazuje swojemu nowemu „Ty” być towarzyszem i publicznością, której mu brak, odkąd odeszli Elka ze Złotym. Skóra odbija się w „Ty” i słuchając jego rad tworzy się na nowo, ustala swój nowy styl wypowiedzi. Dzięki „Ty” tworzy się nowe „Ja” Skóry i nowa intryga. Opuszczony przez przyjaciół, którzy zeszli się i są teraz parą, nawiedzany przez Ojcomatkę, od których chciał się uniezależnić, coraz starszy Skóra (ma już 34 lata, starzeje się z upływem akcji, kiedy go pożegnamy, za kilka scen, będzie sześćdziesięciolatkiem) ewoluuje, choć nie wiadomo czy ta ewolucja jest czymś nowym, czy tylko wynikiem OjcoMatkowskich uwikłań. Nie wiadomo też, czy „Ty” jest odrębną jakością, czy tylko stworzoną z potrzeby bycia wysłuchanym imaginacją.

Bo, jak się okazuje, wszyscy we wszystkich są tu uwikłani. A najbardziej MatkaOjciec. Rodzice, złączeni w jedno i w tej postaci nawiedzający syna w wynajętym przez niego pokoju, który miał być święty, a stał się przeklęty. Skóra ma starym za złe tą nadopiekuńczą obecność ale oni nie odpuszczają. „W jedno ciało jednego ducha” złączeni, przecież płacą za to mieszkanie, czują się zatem uprawnieni do ingerowania w życie syna. W wyrzutach, kierowanych przez Skórę do OjcaMatki, na zmianę darzących go to zaborczą czułością, to pogardą i przemocą, najstraszniejsze jest to, że mogą równie dobrze być wykrzywionym w krzywym zwierciadle autoportretem głównego bohatera: „Mój boże, jak wy potwornie wyglądacie. Coś, co w sobie ma trochę ojca i trochę matki ale nie jest ani ojcem ani matką. jakaś ojcomatka, jakiś matkoojciec, hybryda, stara hemafrodyta. [...]"

 

Wyrosłe na Ojcowskomatczynej mieszaninie troski i pogardy, lekceważenia, umniejszania i przemocy lęki przed opuszczeniem stworzonego z imaginacji pokoju przeradzają się w obsesję poszukiwania wroga. Wnętrze jest jednocześnie wymarzone i opresyjnie, a skulony w pokoju Skóra nie ma innego wyboru niż poszukać wroga w Zewnętrzu. Czuje się zdradzony przez przyjaciół i to przeciwko nim kieruje zbrodniczy pomysł, podszepnięty przez „Ty”, podchwycony przez „Ja”. A zatem dzieją się rzeczy straszliwe, choć dzieją się z kulisami, a więc nie na pewno. Czegoś tam, jako widzowie się domyślamy. Być może coś tam uległo zniszczeniu. Być może wszystko.

 

Oficjalnie jednak znajdujemy się w pokoju, gdzie, jak podaje radio założone przez Zewnętrznego (tym razem w roli księdza na drodze duchowego awansu), nie dzieje się nic.

 

Ten stan pęka, kiedy pojawiają się przywleczone z wysypiska śmieci po Zewnętrzu artefakty. Najpierw kałuża. Skóra ekstatycznie tapla się w niej, odnajdując w sobie  miłość do Zewnętrza, które zniszczył żeby stać się królem pokoju. W tym pokoju tęskni za krajem zewnętrznym (dopiero teraz dowiadujemy się, że nazywał się Polska), a Judasz, już nazwany błaznem i zdrajcą, przynosi kolejne artefakty. Okazują się nimi pozostali  bohaterowie. Przetrwali zagładę i teraz w pokoju będą robić burdel. Matkaojciec zaniepokojeni wyruszają na pielgrzymkę do papieża, a Skóra potrzebuje gestu, czegoś wzniosłego i pięknego, żeby zaprzeczyć dziejącej się obrzydliwości. Przy niemożności opuszczenia pokoju potrzebuje czegoś czym zatrze niemiłe wrażenie, że wszystko jest wypaczone i zepsute, a unicestwione zewnętrze wraca w kawałkach jak makabryczne odbicie czegoś, za czym dawniej tęsknił. Jak po każdej wojnie, tak i tu, bohater zamierza ustanowić rzeczywistość na nowo, czyniąc honory i określając rangi wydarzeń. Ukoronowany przez Judasza bohater postanawia odsłonić pomnik pokoju.

 

Tak więc mają się dokonać sztuczne gesty ratunkowe, czynione po zniszczeniu i zaprzeczające dokonaniu zniszczenia, utrwalające zaprzeczenie, jednakże poprzedzające śmierć w wyniku zamachu dokonanego przez własne ofiary, wprzódy będące katami. Skóra bowiem zostaje zabity nożem kuchennym przez Złotego, wcześniej zabitego tym samym nożem przez Skórę.

 

Ale to nie koniec śmierci i zmartwychwstań.

Śledząc akcję „Podróży do wnętrza pokoju” przechodzimy między kolejnymi scenami jak w psychodelicznym śnie. W środku fabuły brakuje jasnych granic i jednoznacznych wytycznych ich interpretacji. Jedyne ostre punkty to początek i zakończenie. Morał, przestroga wygłaszana słowami Kurtyny - „Idźcie do waszych bezpiecznych pokojów, a po drodze rozglądajcie się uważnie, czy aby wasze krzesło nie stoi na środku ulicy.” Między tymi punktami wszystko jest maligną o teraźniejszości beznadziejnie uwikłanej w nie dającą się wyprzeć przeszłość i o przyszłości stającej się lustrzanym odbiciem tego, o czym najbardziej chciało się nie pamiętać.

 

Śledząc dzieje wynajmującego pokój Skóry, widzimy jak emocje związane z życiem rodzinnym, chęć uniezależnienia się i jednoczesne uwikłanie, wplątują go w sytuację bez wyjścia. Jak tworzy sobie pokój, u którego podłoża stoją założycielskie gesty przemocy. Z jednej strony przemoc minionej wojny, wizualizująca się w szafie w postaci czaszki. Z drugiej strony przemoc Ojca-Matki, wynikając znów być może z tej pierwszej. Gęsty ścieg uwikłań prowadzi Skórę w granicę orbis interior własnej wyobraźni, która nie wytrzymuje jednak naporu niepodatnych na stłumienie spraw zewnętrznych. Pragnąc pozostać w wyimaginowanym, Skóra zasadza się na Zewnętrze, gdzie widzi zagrożenie; unicestwia je. Odkąd jednak to zrobi, kolejne akty wydają się bez znaczenia, bo wnętrze nie istnieje bez zewnętrza. Ta fabuła jest labiryntem. Zmarli w tym labiryncie odradzają się na nowo, zabijają oprawców, wygłaszają mowy ku ich czci, umarli zmartwychwstają i tak w koło.

 

Po epilogu Kurtyny odnosi się wrażenie, że głównym celem spektaklu jest wytrącenie widza ze stanu wewnętrznej równowagi. Od pierwszej do ostatniej sceny próbujemy znaleźć klucz, znaleźć się w świecie przedstawionym i odgadnąć co ma przedstawiać. Dowiadujemy się tyle, że sami jesteśmy przedstawiani. Przedstawiani w skórze Skóry. Jak w scenie, kiedy na ścianie widzimy przekierowany przy pomocy kamery obraz widowni. Naszych sąsiadów, kolegów i koleżanki, bo przecież Brzozów to małe miasto, każdy każdego tu zna. W towarzyszącym obrazowi dialogu scenicznym Skóra pyta czy to (co widać na tej ścianie) jest Zewnętrze? „Obawiam się, że nie” - odpowiada jego rozmówca. Zdaje się, że jest nim Kurtyna.

 

Brzozowska premiera „Podróży do wnętrza pokoju” niesie nowe znaczenia. Zagadkowa pozostaje teza padająca pod koniec spektaklu z ust Kurtyny, jakoby na świecie było coraz mniej kurtyn. W mojej ocenie, po chwili, kiedy zdawało się ich ubywać, znowu ich przybywa. Proporcjonalnie do ilości zjawisk, na które nie mamy ochoty patrzeć. Mamy coraz to nowe kurtyny. Kurtyna odgradzająca wojnę w Ukrainie. Kurtyna na pograniczu polsko - białoruskim, będąca częścią systemu kurtynowego między globalnym południem i północą. Coraz więcej kurtyn wewnętrznych, półprzepuszczalnych, między krajami Unii. A w środku nasz mały pokój, opłacany przez Ojcomatkę? Pokój - nie pokój.

 

Wytrącenie publiczności z równowagi udało się dobrze, dzięki grze aktorów z amatorskiego Teatru PP. Każda z postaci, włącznie z ogrywaną przez pozostałych lalką Złotego, została oddana sugestywnie i wiarygodnie. Uwagę zwracały stworzone przez Tomasza Rolniaka kostiumy, podkreślające cechy postaci, coraz bardziej abstrakcyjne, proporcjonalnie do wikłania się znaczeń scenicznej rozgrywki.  Techniczna strona realizacji, dzięki pracownikom Brzozowskiego Domu Kultury i osobom zaangażowanym do spektaklu płynnie współgrała z odtwarzaną treścią. Na scenie Bedeku zagościł spektakl nie do końca wygodny, nie do końca łatwy w odbiorze. Pełna scena sali w dniu premiery zdaje się potwierdzać potrzebę realizacji takich przedsięwzięć, nie tylko „na zewnątrz”.

 

OBSADA:

Dorota Fabisiak

Sebastian Jakubczyk

Andrzej Kutiak

Agnieszka Mazur

Gniewomir Skrzysiński

Magdalena Wilusz

 

Scenografia: Maciej Patronik

Asystent reżysera: Magdalena Rozenbeiger

Kostiumy: Tomasz Rolniak

Lalki "Złoty": Agnieszka Mazur i Magda Rozenbeiger / Joanna Rey

Światło: Damian Wojtowicz

bottom of page