światło odbite
„W drodze do równowagi” wernisaż malarstwa (i nie tylko) Kuby Żeligowskiego
„Dzikie wino”
Daliowa 13 k/ Jaślisk
wernisaż 27.04.2024
Wystawa „W drodze do równowagi”, otwarta wernisażem 27 kwietnia 2024 roku w restauracji „Dzikie Wino” w Daliowej koło Jaślisk, pokazuje 23 prace Kuby Żeligowskiego, artysty mieszkającego i tworzącego na Pogórzu Dynowskim.
W zdarzeniu artystycznym, które opisuje powyższe zdanie nie ma nic przypadkowego. Tytuł wystawy zawiera w sobie napięcie, odwagę i nadzieję. Droga jest zawsze procesem, jest przechodzeniem i odszukiwaniem. Równowaga jest stanem spełnienia, doświadczanym tylko w mgnieniach, w okruchach poczucia jedności i połączenia z tym, co starożytni Grecy nazywali kalokagatia, o czym współcześni nauczyciele mówią, że można to osiągnąć na drodze treningu mindfundless. Przyimki „w” i „do” są natomiast w tytule wystawy konieczne, żeby polepić sensy w całość w zrozumiałym dla wszystkich języku. Przekładając analogią na życie, byłby to znój i mozół pracy, którą trzeba wykonać, żeby być bliżej tego, co dobre, prawdziwe i piękne. Mówienie i pisanie wprost o tym jest bardzo ryzykowne bo słowa to ciężka materia, a przy tym bardzo podatna na manipulację. Być może język obrazu jest lepszy żeby dotrzeć tam, gdzie słowom byłoby trudno.
Opowiadając o swojej twórczości Kuba kładzie akcent na ciszę i spokój. Bardzo ważnym momentem w procesie jest jego zakończenie. - Mówi artysta. - Obraz kończę w stanie ciszy i spokoju wewnętrznego. Nigdy nie uznaję pracy za skończoną, jeśli nie mam w sobie ciszy. Kończę wtedy z przekonaniem i wiarą, że udało mi się zatrzymać na moment świat, energię czystą, mocną i stabilną. Czy ta cisza jest stanem równowagi? Wpatrując się w obrazy Kuby wchodzimy w proces, który może do niej prowadzić. Każdy artysta tworzy jednak o sobie, a każdy patrzący na sztukę może czytać ją szukając czegoś na własny temat. W tym kontekście potrzebne jest spotkanie. Jeśli odbiorca szuka ukojenia, łagodności, delikatności i siły zarazem, to znajdzie je w twórczości podkarpackiego malarza.
Prace Kuby zawierają w sobie łagodność. Jest to łagodność, do której prowadzi długa droga, więc mocna, stabilna, utwierdzona w centrum. Być może jest to powiązane z praktyką tai-chi, które Kuba uprawia od 30 lat. Być może te praktyki, pracy z ciałem i pracy z obserwowanym światem, splatają się w osobliwe pejzaże barw, kolorów i kresek, żywych kompozycji, w które nieraz wnikają kontrastowe jakości, żeby, paradoksalnie, podkreślić harmonię tego zatrzymanego fragmentu rzeczywistości, utrwalonego na kawałku płótna. Treść obrazów koresponduje z otoczeniem podkarpackiego pogórza, miejsca, gdzie z wyboru od 10 lat toczy się życie Kuby Żeligowskiego. Bo, chociaż, kiedy sam mówi o swoim pochodzeniu, wspomina Lublin, Kanie, Brwinów, Warszawę i Roztocze, gdzie spędził dzieciństwo, to jednak krzywy horyzont stał się tłem jego życia i treścią jego sztuki. I jest w tym coś z metafizycznego powrotu do źródeł, bo, spróbujcie zapytać Kuby skąd pochodzi, a pierwsze zdanie opowieści o stupiętnastu - miejscach - w - których - mieszkał, będzie brzmiało tak: Poczęty byłem w Czarnej, w Bieszczadach.
Warto wspomnieć o przestrzeni, w której zostały pokazane obrazy bo wnętrza „Dzikiego Wina” harmonijnie współgrają z pracami Kuby. Restauracja, działająca w Beskidzie Niskim, nieopodal Jaślisk, miejscowości opisywanej przez Andrzeja Stasiuka, kuszącej filmowców jakimś swoim walorem do kręcenia w niej filmów (wspomnieć choćby znane wszem i wobec „Boże Ciało”), jest dobrym miejscem do pokazywania sztuki, w której splatają się wątki poszukiwania czegoś bardzo pierwotnego, z prozą życia „tu i teraz”, takiego jakie ono jest. Przekraczając progi wchodzimy w przestrzeń, która została skomponowana harmonijnie i prosto, z szacunkiem do dawnej formy architektonicznej i wyczuciem wymagań, jakim musi sprostać, żeby pełnić swoją funkcję dziś. Samo „Dzikie wino” jest perełką, w której warto pobyć odwiedzając Beskid Niski. Przerobić coś starego, w coś nowego, tak żeby i jedno i drogie było zadowolone - to też jest sztuka, którą udało się stworzyć Ani i Markowi, właścicielom tej przestrzeni.
Być może dlatego obrazy Kuby czują się tu jak u siebie. Tak jak ta przestrzeń, stworzone są z serca. Być może, zamieszkując na Podkarpaciu, artysta szukał miejsca, w którym subtelne tony mogą zabrzmieć czysto. Mogą się wyrazić. Sztuka, taka jak ta, potrzebuje przestrzeni i - być może - tą przestrzeń daje wielowymiarowa perspektywa wzgórz. Pozwala odkryć i porządkować własną wielowymiarowość. Zobaczyć z odległości harmonię. Złapać równowagę. Chociaż na chwilę, chociaż to nie łatwe. Ale bardzo potrzebne. Tym bardziej potrzebne, im bardziej gorączkowo, ciężko, trudno, niepokojąco bywa na zewnątrz tego, o czym jest ta sztuka. A jest trochę o tym, że każdy ma ogromną potrzebę powiedzieć: „Proszę, niech już będzie dobrze”. I uwierzyć w to, że dobrze może być. I chociaż w tej łagodności obecne są ślady stoczonych walk, to nawet w najtrudniejszych czasach szukamy mitycznych, filmowych Jaślisk, miejsca podobnego do „Dzikiego Wina”, obrazu czegoś jasnego, jak prace Żeligowskiego. Jakiejś harmonii, w którą moglibyśmy się wpisać kiedy już przestaliśmy wierzyć, że da się nas wpisać w koło, trójkąt albo kwadrat.
Streszczeniem tego, co tu próbuję napisać o twórczości Kuby, może być też wers jednej z jego ulubionych piosenek. Michał Zabrocki, znany między innymi z Pogodna, tak śpiewa: „Przejechał autobus. Wojna jest jak chuj”. Pamiętajmy o tym. Posiedźmy w autobusie. W autobusie jest ciepło, nie pada. Autobusy szybciej prowadzą do celu. Można odpocząć i zdrzemnąć się chwilę. Posiedźmy w autobusie. W autobusie jest brudno, podrapany skaj i przewiewa przez nieszczelne uszczelki rozdygotanych szyb. Możesz wysiąść zdenerwowana tym całym niedostatkem. Możesz wysiąść, możesz jechać dalej „w nadziej, że treść się dopełni[...] a pewność, na którą czekamy, zarzuci kotwicę” (Jakoś tak wyrażał nadzieję Zbigniew Herbert). Czy wysiądziesz wcześniej, czy pojedziesz do ostatniego przystanku, nie tak bardzo istotne, bo kurs i tak trwa. Zdarzają się momenty. Piękne widoki przez okno pekaesu. Tu jeżdżą tylko pekaesy, nawet jeśli jesteś właścicielem luksusowego auta. Nigdy nie ma pewności, ale droga jest. Warto doświadczyć na niej spotkania.