jede rytm
Zacznę od tego: Byłam wczoraj na spacerze z psem. Sytuacja: Pies, spacer, wczesna wiosna, jasne słońce, zimny wiatr.
I wiecie? Znów dzieje się ten proces, w trakcie którego budzi się uśpione, wraca energia i zaraz wybuchnie całą feerią bujnej żywotności. To jest kosmos, na który co roku brakuje mi słów: Wdech i słońce zachodzi za chmurę, przenikliwy wiatr, nocą mróz ścina wodę spływającą z topniejącego śniegu. Wydech – słońce wychodzi zza chmur, noga grzęźnie w błocie, wszystkie receptory twarzy (zwane też „narzędziami czucia”) łapczywie pochłaniają jasne promienie, ciepło dotyka skóry przez ubranie – co za odmiana po chłodnych miesiącach, kiedy warstwami poliestru i wełny barykadowaliśmy się przed zimnem! Wdech, wydech, wschód, zachód, ciepło i mróz – ostatnie batalie wiosny i zimy, toczone ze z góry wiadomym wynikiem.
Wzrusza mnie ten czas, naprawdę. Co roku wpadam w stan rozgorączkowania, wyobrażam sobie to życie co już czuje, że zaraz wykatula się spod ziemi, już zaciera korzonki, wnika w kanaliki pozostawione w glebie przez wodę, która teraz dwa razy na dobę zmienia stan skupienia ze stałego na ciekły i odwrotnie.
Wczesna wiosna. Świat gra z w ciepło – zimno. Coś przed nami schował. To czego szukamy? Cyklicznie o tej porze roku nasilają mi się myśli o przemijaniu i odradzaniu, o harmonii przeciwieństw, zwanej ładnie po łacinie coincidetia oppositorum (Zapamiętałam sobie ze studiów, więcej i ciekawiej o tym u Mircea Eliade’go). Cyklicznie poddaję się zachwytowi nad tym procesem podczas obserwacji spektaklu z tak przecież przewidywalnym, a jednocześnie tak niepowtarzalnym wynikiem!
Chyba o to w tym wszystkim chodzi. Że wszystko jest nowe i wszystko się powtarza. Powtarza się, ale jest nowe. Wiemy, co będzie ale nigdy nie wiemy, co będzie. Jesteśmy dokładnie po środku. Dokładnie tu i teraz. W ciele, odbierającym bodźce. Każdy z nas stanowi osobne centrum wszechświata. Samosterowne centrum dowodzenia, obserwacji rzeczywistości i sublimacji spostrzeżeń na wnioski i decyzje. Centrum odbiorczo – nadawcze. Bazę, z której wysyłamy komunikaty w świat. Pięć zmysłów, kilkaset tysięcy lat rozwoju gatunku homo sapiens, z których możemy czerpać naukę i nauczkę, ale tego nie robimy, bo jesteśmy wciąż za młodzi. Kilkadziesiąt lat życia, a w każdym z roków przedwiośnie, kiedy umysł z natury ciąży ku zmienności, łamanej na niezmienność.
Póki to piszę, póki to czytasz, toczy się gra. Ta piosenka, w której „Deszcze niespokojne potargały sad” – to też piękne słowa. Sprawdziłam sobie i wiecie, że napisała je Agnieszka Osiecka? Przyszło mi dziś do głowy, kiedy obierałam warzywa (lubię sobie pośpiewać, obierając warzywa), że to jest pięknie uniwersalne:
Deszcze niespokojne potargały sad
A my na tej wojnie ładnych parę lat
Do domu wrócimy
W piecu napalimy
Nakarmimy psa
Przed nocą zdążymy
Tylko zwyciężymy
A to ważna gra
Wyjmijmy te słowa na chwilę z kontekstu znanego serialu (Szarik chyba nie będzie miał nam za złe? ), a okaże się, że można je odnieść do wszystkiego. „My na tej wojnie ładnych parę lat” – jako gatunek ludzki, czy jako Aleksandra Karmelita, ładnych parę lat. Trochę źle mi ze słowem wojna na określenie tego, co się toczy i przetacza przez pole widzenia. Ale przecież wciąż toczy się walka (a może to tylko gra?) miedzy porami roku, nocą i dniem, potrzebą podróży i zadomowienia, czasem przeszłym i czasem przyszłym. Toczy się i toczy. A jedyny punkt, z którego możemy na nią (walkę, grę przeciwieństw, heraklitejską wojnę?) patrzeć to sam środek, centrum, TU I TERAZ, odbierane przez świadomość gdzieś w środku naszych ciał. Kartezjusz pisał, że w szyszynce z tyłu głowy, ale ja celowałabym dwadzieścia centymetrów niżej i nieco po lewej.
Tam jest dom i pies. Zatrzymajmy się tam. Nie musimy walczyć. Nakarmimy psa.
Jeśli w tej grze chodzi o zwycięstwo, to dokonuje się ono tylko tam. I tylko tu. I tylko teraz. I tak zawsze, chociaż nie na zawsze, bo przyjdzie kiedyś moment, w którym nie wszystko odrodzi się na wiosnę.
„Ile pokonam przestrzeni, tyle sam przegram z czasem
Zginąć w walce to zaszczyt, za ofiary przepraszam” (Tomasz Różycki)
Czy jest sposób, żeby się tym nie zachwycić?
Ja wiem, że już wielu o tym mówiło na różne sposoby i dużo mądrzej ode mnie, no ale, może warto powiedzieć raz jeszcze, w końcu wszystko już było i niczego nie było. Na koniec, inna piosenka, do nauczenia na pamięć, za tydzień w niedzielę sprawdzian. Oryginalnie śpiewana przez Jacka Keyffa, potem jeszcze wzięły ją na warsztat Elektryczne gitary, a na ostatnio Kwiat Jabłoni. Wszystkie są takie same i inne, a ostatnia wersja podoba mi się najbardziej. ;-)
…jeden jest rytm jeden rytm jeden wydech i wdech nasyć się równym oddechem nasyć się dzisiaj za trzech raz tylko dany ten czas ani on twój ani czyj z czasem się wszystko ustoi więc żyj na huśtawce, żyj
A pod ścianą starej chałupy siadam z kotem. On mnie uczy jak chłonąć wiosenne słońce, jak pozwalać wiatrowi czochrać włosy. I pachnie wszystko intensywnie. I nie myślę tylko czuję "całom sobom" razem z kotem. Dobrze jest.