Krople mżawki na twarzy, lekka mgła. Chrupanie łodyg mleczy pod stopami na łące. Powietrze tak lekkie, że aż chce się w nim pływać. Wydaje się unosić odrobinę ponad poziom stykania się ziemi i stóp. Euforia. Chłodny maj.
Dziecięce ubranko na pniu zwalonego drzewa. Uderzenia dżdżu o zielony brezent namiotu schowanego w małym lasku nieopodal zabudowań. Pędraki w zakamarkach dziecięcej kurteczki, leżącej tu na oko od miesiąca. Pierwsze wykwity pleśni na rękawach. Byli tu jakoś na początku kwietnia. Zostawili ubrania i kubki po zupie, którą musiał przynieść im ktoś ze wsi. Ludzie w drodze. Gdzie są teraz? Skąd przyszli? Egipt, Afganistan, Syria, Irak, Iran, Erytrea, Jemen?
Gorący rosół z lubczykiem kupionym w sklepie w pobliskim miasteczku. Wstawiony rano, czekający na kuchence na nasz powrót ze spaceru. Szczypiorek na oknie, ziemniaki i jajka smażone na patelni. Ciepło po powrocie do domu. Codzienność.
Miesiąc temu, zapadający zmierzch.
Słyszeli szczekanie psa. Nieopodal, w zasięgu wzroku, były światła okien ludzkich domów. Musieli je widzieć. Bliskość ciał pod zielonym brezentem to bardzo nikła ochrona przed przenikliwym chłodem kwietniowego poranka. Krople deszczu uderzające o wątłe ściany prowizorycznego namiotu. Czy też je słyszeli, jak my podczas spaceru? Woda w plastikowej butelce z pisaną cyrylicą etykietą. Śnieg ma ten plus, że można z niego zrobić czystą wodę, ma ten minus, że jest bardzo zimny. Nigdy wcześniej nie myślałam w ten sposób.
Wiosna jest zimna tego roku w Polsce.
Dziś żubry przechodziły przez drogę publiczną. Zachód słońca był w kolorze morelowym. Matka szpaka wlatywała z robalami w dziobie do budki lęgowej i karmiła małe, drące się o więcej pisklęta. Drobne białe kwiatki rosły na podmokłym, leśnym terenie. Spróchniały pień leżał. Ktoś słyszał płacz dziecka z pobliskiego lasu. Nie wiadomo, czy to była sowa.
Mają w oczach strach na widok człowieka.
Ślady pobytu w warunkach przymusowego survivalu. Była ciepła zupa podana w plastikowych kubeczkach. Parzyła w dłonie. Napis na etykiecie opakowania jednorazowych łyżek leżących na poszyciu leśnym: „Anna zaradna. Wiele ci oszczędzi.” Pudełko nawilżanych chusteczek użytych jako substytut higieny. Skoro zostawili stare ubrania, mogli poczuć dotyk suchej i ciepłej tkaniny na skórze, podczas szybkiej, leśnej zmiany garderoby. Dalsza droga. Gdzie są teraz?
W sklepie w najbliższym miasteczku, na terenie objętym zakazem przebywania, zbiórka darów dla uchodźców z pogrążonej w wojnie Ukrainy. W sklepie ich nie ma. Erytrejczyków, Syryjczyków, obywateli Jemenu. Dla nich jest game over i wywózka za concertinę (cóż za melodyjne, nie przystające do desygnatu słowo).
Krawiec z Jemenu leży pod drzewem i nie może, jak Żubr, wyjść na drogę publiczną. Nie może pójść do sklepu i kupić peleryny, która ochroni go przed nadciągającym deszczem. Jeśli znajdą go nasze służby bezpieczeństwa, wywiozą go za druty kolczaste, przez które będzie musiał przejść ponownie i ponownie. Do śmierci lub do skutku, mimo że Ministerstwo Spraw Zagranicznych dobrze zna sytuację obywateli Jemenu i przestrzega obywateli Polski przed wyjazdami do pogrążonego w konflikcie kraju.
Cyt: „W związku z trwającym konfliktem zbrojnym i całkowitą destabilizacją sytuacji bezpieczeństwa, Ministerstwo Spraw Zagranicznych odradza wszelkie podróże do Jemenu. Obywatele polscy, którzy przebywają w tym kraju, powinni go niezwłocznie opuścić. Trwająca wojna uniemożliwia prowadzenia misji handlowych, organizacji spotkań biznesowych czy imprez wystawienniczo-targowych.”[1]
Obywatele jemeńscy, którzy przebywają w polskim lesie, powinni się schować przed obywatelami polskimi, którzy mogą zagrażać ich nadziei, że można znaleźć miejsce do życia w państwie o ustabilizowanej sytuacji bezpieczeństwa wewnętrznego. Szczególnie niebezpieczne w tym kontekście bywają służby bezpieczeństwa.
Nie chcemy zatem Obywateli Jemenu ale chętnie przyjęlibyśmy w naszych domach odrobinę jemeńskiej kawy. Nuty rodzynek, cynamonu, czekolady oraz dymny, drzewny aromat czynią z niej rarytas dla smakoszy. Łatwo nabyć ten cenny towar z importu. Przypływa wielkimi statkami z jednego z dwóch głównych portów w Jemenie. 100 gram za 50 złotych, gatunek YEMEN MATARI. Jak piszą specjaliści od kawy: „Wymagające środowisko, usytuowanie plantacji oraz niełatwe uwarunkowania glebowe ukształtowały niezwykły smak jemeńskiej kawy, której bukiet pobudzi nawet najbardziej ograniczoną wyobraźnię.”[2]
Jakby przeliczyć koszt „nielegalnego przekraczania granic”, to ile się płaci przemytnikom za przewóz tą samą drogą około 100 gram człowieka?
Świat się rozwarstwia. Czy może zawsze taki był, ale dopiero teraz to widać z bardzo bliska. Widać na plamach pleśni wykwitających na pozostawionym w lesie w kwietniu kombinezonie dziecięcym. W kolorze bladoróżowym, na wzrost około 98 cm. Widać na drodze, która przestaje być drogą dla każdego, kto chciałby nią przejść. Widać pomiędzy zwalonymi pniami, na ściółce, na której odciskają się jeszcze ślady ludzkich ciał, skulonych i ukrytych, jak wystraszone, leśne zwierzęta.
Słowa przestają mówić to, o czym mówiły, znaki przestają znaczyć to, co oznaczały. Służba bezpieczeństwa nie gwarantuje bezpieczeństwa. Prawo nie jest zgodne z prawem. Publiczna droga nie wszystkich prowadzi do celu. Do celu prowadzi: skłon, przejście pod zwalonym pniem, bagno, gałązka, której można się chwycić, przyjazna dłoń lasu. Miękkie, wiosenne liście na policzku, las łasi się do szukających schronienia. Las daje, las zabiera. Raz daje, raz zabiera. Zimno, bardzo zimno jest w lesie nad ranem, nawet w maju, jeśli ma się przemoczone ubranie i nigdy w życiu nie doświadczyło temperatur poniżej 20 stopni Celsjusza.
Oni też dla nas torują te drogi. Dla naszych marzeń o świecie, w którym w końcu nie trzeba już będzie torować szlaków do zaakceptowania wzajemnej inności i współobecności. Na razie te drogi wiodą poprzez doświadczenia graniczne, przemoczone ubrania, noce w puszczy pod gołym niebem, ryzykowne rejsy pontonem przez ocean. Przez dziwne prawa, pozwalające traktować ludzi z innych kręgów (kulturowych, czy raczej gospodarczo - ekonomicznych?) gorzej niż zwierzęta czy przedmioty.
Oni torują drogi do współistnienia i zrozumienia różnorodności dla naszych małych głów. Torują je swoimi własnymi ciałami podatnymi na mróz, zmęczenie i wszystkie inne emocje. Jaki świat jest po drugiej stronie tych dróg? Czy jakiś jest? To zależy od nas i dzieje się teraz.
[1] https://www.gov.pl/web/arabiasaudyjska/jemen-ie dostęp: 27.05.2022 [2] https://www.bogactwokaw.pl/kawa-jemen dostęp: 27.05.2022
Comments