Najpierw białe chmury spadły z nieba na ziemię w śniegu, a potem śnieg wsiąknął w tę ziemię i wirował pod spodem, aż wyssały go stamtąd korzonki jabłoni, naczynka włosowate ziemi. Wessały i wypuściły znów w górę, gałązkami, jako białe kwiaty i jest maj, maj, maj. Czy to możliwe, że jak zaczynałam tu pisać to był październik, a teraz kule dmuchawców unoszą się nad łąką jak złote statki kosmiczne w zachodzącym słońcu? Pytanie retoryczne, trzeba przecież przyjąć rzeczywistość za możliwą.
Minęły więc miesiące od początku tej strony i tygodnie od pierwszego wpisu na bloga o „Ustaniu stosunku pracy na czas określony”. Czas jest więc nieokreślony, a mój stosunek do pracy niezmienny od tamtej chwili. Staram się wciąż kierować słowami, że: „Nie ma nic do zrobienia, jest tylko czas do zagospodarowania.” I jakoś to idzie, choć ostatnio mam uczucie jakby to była moja faza liminalna rytuału przejścia. Niepewność i te sprawy wdają się w krwioobieg. Ale maj, no przecież. Jabłonie mają kwiaty, duże na pół dłoni, a każdy płatek rozwinięty z różowego pąka ma system żyłkowań jak naczynia krwionośne, jak cera naczynkowa pięknej panny młodej. Jabłoń to w maju panna młoda, maj należy cały do kwitnącej jabłoni. Wszystkie procesje powinny odbywać się w maju, w alei kwitnących jabłoni, z których płatki sypią się same przy najmniejszym wietrze. Nie ma nic bardziej uroczystego, nie ma nic bardziej napełniającego otuchą.
Wczoraj miałam słabszy dzień, nie szło nic prosto, a dużo wydawało się iść krzywo. Siadłam pod jabłonią i patrzyłam. Płatek jabłoni spad na pokrzywę ale ta go nie poparzyła. Spadł przed łapkę kota ale kot nie poszarpał go w zabawie. Spadł wysoko, wysoko, aż w chmurę burzową ale burza nie zechciała zniszczyć kwitnącej jabłoni. Wpadł do pokoju przez otwarte okno i przyjęłam to za dobrą wróżbę. Tyle wystarczy żeby się pocieszyć.
Ponieważ potrzebuję pocieszenia. Ponieważ bywają momenty. Trudno było by ukryć, że bywają momenty. No bo, czy istnieje ktoś tak szczęśliwy i pewny, żeby nie miał momentów? Żeby nie uciekały sensy, nie chowały się znaczenia, przedmioty nie stawały się tylko przedmiotami, a – co najgorsze – żeby nie znikały powiązania, które łączą niewidzialnymi nićmi każdy przedmiot i słowo i znaczenie z sercem i poczuciem, że wszystko to jest potrzebne, nawet jeśli teraz nie wiesz po co? Takich dni jest u mnie co najmniej dwa w miesiącu. Bywało różnie, bywało więcej. Bywały całe lata w takim urwaniu więzi pomiędzy poszczególnymi kawałeczkami życia. Jakoś się z tego wychodziło, ale zawsze, teraz sobie przypominam, zawsze kiedy było źle i ciemno, to takie rzeczy jak żyłkowanie płatka od kwiatu od jabłoni; jak pajęczyna, która unosi się w słońcu wbrew sile ciążenia i przenosi refleksy światła na sam swój urwany w powietrzu koniuszek; jak zapach łąki w maju, wieczorem, kiedy robi się chłodniej – to takie rzeczy pozwalały kawałek po kawałeczku trzymać się myśli, że istnieje piękno, a jak i piękno to i dobro, a jak i dobro to i sens.
A teraz jest znów maj. Trzydziesta i druga wiosna i zamierzam wystroić się na maj i tańczyć, kiedy usłyszę muzykę. Promocja jest na wino we wszystkich supermarketach. Jeśli pić wino w maju to pod jabłonią. Jeśli się kiedyś ożenić lub wyjść za mąż, jak kto woli, to też w maju, w kwitnącym sadzie. Jeśli kiedyś umrzeć, to leżeć w trumnie wypełnionej płatkami jabłoni. Tak, jabłoń to drzewo, które może rosnąć na moim grobie, kiedy dożyję już swoje sto lat. Będzie pięknie, bo mama opowiadała mi, że kiedy była w ciąży to bardzo przytyła ale wciąż chciała jeść i z wielkim smakiem objadała się jabłkami. Więc wtedy, kiedy znów ją spotkam, bo tu już nie mogę, to może być w maju, pod jabłonią. Wszystkie trzy będziemy wystrojone. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie raz jabłoń musi się wystroić na nowy cykl. Chyba ona też lubi się stroić na wiosnę? Znów być młodą, świeżą, rodzić nowe jabłka? Czy jabłoń zapomina poprzednie zimy i jesienie? Czy zapomina ludzi, którzy ją sadzili i zrywali jabłka? Wsie, które rosły dookoła sadów ale skończyły się i zawaliły i tylko sad po nich pozostał? Czy pamięta to korą, rdzeniem pnia, a tylko liście są lekkie i tylko kwiaty frywolne? Chyba musi choćtrochę zapomnieć, napić się jesienią wina z nie do końca zebranych jabłek, odpocząć. Bo kto by wytrzymał z taką pamięcią i mądrością? Dzięki jabłoni za jabłka i wino, dzięki majowi za wieczory. Potrzeba ich bardzo, żeby to wszystko jakoś odnowić, umaić, ozdobić, a potem patrzeć jak zawiązują się owoce, strzec sadu.
To jest majowa pieśń:
(wykonuje Marek Grechuta, słowa napisał Tadeusz Nowak)
A to jest majowy obraz Kuby, wisi u nas na ścianie póki nie znajdzie innego domu:
コメント